Posts Tagged ‘Thana’

Naczelny się spieszy, Thana ma wizje, Lau zapowiada gościa i wszyscy chcą kserować

12/01/2009

Naczelny wyszedł z archiwum, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Chwilę stał na progu. Nasłuchiwał. Gdyby w półmroku pustego, zakurzonego podestu ktoś stał, zobaczyłby dziwnie surowy i mroczny grymas na jego jowialnej zwykle, rumianej twarzy. Zwinnie i cicho jak kot przeskoczył kilka stopni.
– Thana! A co ty robisz? – Zatrzymał się gwałtownie, widząc jedną z korektorek, stojącą z naręczem tekstów przy dystrybutorze wody. Patrzyła na pięciolitrowy pojemnik zielonkawej cieczy, w której melancholijnie pływał niewielki głowonóg.
– Co? – Odwróciła się z nieobecnym spojrzeniem, które błądziło teraz po ścianie. Ścianę pokrywał fantazyjny wzór zacieków i grzyba, porastającego mury. Naczelny jednak od zawsze miał wrażenie, że ten wzór przypomina jakąś pradawną mapę prowadzącą w sekretne miejsca. W inne czasy, inne światy. – Czy to nie oczywiste?
– Co? – spytał, mimo pośpiechu, który gnał go na miasto. Musiał wyjść z redakcji nie tylko po piłkę do trupa a czasu było coraz mniej. Zerknął na zegar z kukułką wiszący nad recepcją.
– Wszystko! – odparła, poprawiając pakunek w ramionach. Kartki z wierzchu zaczęły się ześlizgiwać. Będzie burdel, pomyślał. Nie mam na to czasu – dodał, starając się ją wyminąć. Otworzyła szeroko oczy i ze zdumieniem odkrył, że przelewają się wypełnione czymś… czymś… jakby płynnym srebrem. Głos korektorki obniżył się o kilka oktaw, prawie tak nisko, że zamiast dźwięków wydawała z siebie drażniące ucho charczenia i zgrzytliwe jęki. – Jakiś potwór tu… nadchodzi. Strzeż się tej, co… trzyma… trzyma… – Zacięła się i wywróciła białkami. Kartki z naręcza tekstów sypały się wokół.
– Co? Co trzyma? – Świecę, odpowiedział sobie w myślach. Gromnicę!, sprecyzował.
– Ko… ko… – rzęziła Thana, drżąc cała.
– Kopytko? – Próbował jej pomóc. – Koszulę?
– Ko… ooo…
– Koguta? – Też jej się zebrało na jąkanie. Jakżeż to szło?, weźnij czarno kure? – Kominiarza?
– Ko… – wychrypiała ostatnim wysiłkiem, nim opadła zupełnie z sił. – …szyczek.
– Szyczek… – powtórzył, przeciągając głoski. Nagle odczuł całą grozę sytuacji. Spojrzał na sufit, jakby mógł prześwietlić go promieniami X i skinął kilkakrotnie głową. Coś stuknęło głucho, coś ciężkiego wypadło na podłogę, aż zadrżał pojemnik z wodą i głowonóg ze strachu popuścił smużkę sepii.
– Szefie! Szefie! – Lau pociągnęła go za rękaw. – Ktoś do ciebie.
– Kto? – Otarł pot z czoła. Thana uśmiechnęła się i kucnęła, żeby pozbierać papiery. Rozejrzał się. W recepcji na kilku niewygodnych krzesełkach siedziało trzech autorów, debiutantów. Rozpoznał ich po pełnych nadziei twarzach i niespokojnych dłoniach, ściskających jeszcze ciepłe ćwierćryzy, dopiero co wyjęte z domowych drukarek. Między nimi spał drewniany bóg z miastem Ur na głowie a pod zegarem stał…
– Potwór… – wyszeptał.
– Starszy aspirant Gęsina – powiedziała Lau. – Koniecznie chce się tobą widzieć.
– Weź go do konferencyjnej. – Polecił, zerkając na zegarek. Piłka do trupa! Piłka do trupa!… kołatało mu w głowie. – Zaraz przyjdę.
– To zajmie tylko chwilę… Witam! – Aspirant Gęsina podszedł do Naczelnego z wyciągniętą dłonią. Miał mocny uścisk i błękitne, szczere oczy. Uśmiechał się szeroko a w policzku zrobił mu się sympatyczny dołek. – Gęsina!
– Naczelny. – Odpowiedział równie zdecydowanym i pewnym siebie uściskiem.
– Vampyromorphida, ciekawy okaz.
– Co?… Vampiromorfi… Gdzie?
– Nie jest jej za ciasno? – Policjant podszedł do dystrybutora Dar Katowic i popukał w plastik. Głowonóg wybałuszył oczy z wysiłku, ze wszystkich sił pompując sepię. Wkrótce znikł cały w ciemniejącej cieczy.
– Może ciasne, ale własne – odezwała się filozoficznie Thana, wstając. Przytrzymywała papierzyska brodą.
– Pomóc?
– Popro… – Umilkła pod gromiącym spojrzeniem Naczelnego. – Poradzę sobie! Dziękuję… – I poszła, obijając się od ścian i szaf zastawiających wąskie korytarzyki.
– No właśnie. – Naczelny chrząknął, przywołując Gęsinę do rzeczywistości, bo za bardzo się zapatrzył.
– Śliczna dziewczyna! – westchnął, podnosząc brwi.
– Zajęta! – Huknął Naczelny, zerkając na kukułkę. – Przepraszam, ale też jestem trochę… w tym, tam… niedoczasie. O co chodzi?
– Wolałbym… – Gęsina potoczył wzrokiem po redakcji. Naczelny udał, że nie widzi tych wszystkich oczu spoglądających ze szpar w drzwiach i przez dziurki od kluczy. Pod pobliskim kibelkiem utworzyła się kilkuosobowa kolejka złożona głównie z grafików. No tak. – Na osobności.
– Może tu? – Naczelny pchnął drzwi i weszli do kserorumu. Było tu bardzo ciasno a pomieszczenie, prawie w całości wypełnione wielką maszyną, oświetlała smętnie zwisająca z niskiego sufitu goła żarówka dwudziestowatowa.
– Au! – Gęsina stęknął, gdy Naczelny domykając drzwi stanął mu na stopie.
– Pardon! – powiedział Naczelny, obracając się. Zawadził przy tym łokciem o żebra Gęsiny. – Jesteśmy na osobności.
– Mogę? – Drzwi otworzyły się i do środka zajrzała DT.
– Zajęte – wysapał Naczelny, stając piętami na palcach aspiranta.
– Ale ja tylko dwie kartki… – DT zaczęła się wpychać do środka, zdmuchując z czoła uroczy kosmyk włosów. – Ksero… – wyszeptała prawie bezgłośnie, trzepocząc rzęsami w kierunku Gęsiny.
– Później! – Zdenerwował się Naczelny i zaczął ją wypychać na zewnątrz.
– Skończyłaś? – Pisnęła mu nad uchem Anna.
– Gdzie się pchasz? – zapytał retorycznie, bo Anna, szczupła i wiotka już właściwie była w środku, miażdżąc mu twarz trzymanym nad głową tomiszczem.
– Tylko minutka! – zaszczebiotała słodko. – Muszę skserować!
– Przecież to ksero nie działa! – Naczelny byłby tupnął, gdyby mógł.
– To ksero nie działa! – poskarżyła się równocześnie DT.
– Bo nigdy nie działało! – Naczelny policzył szybko w myślach do jednego. Od dziesięciu wstecz. Po starocerkiewnosłowiańsku. – Od nowości! – Przejechał palcem po pokrywie podajnika. Gruby kłak ponad dwuletniego kurzu zaczepił się o paznokieć.
Dziewczyny popatrzyły na siebie. Naczelny miał dość. Co za cyrki!
– Pająk! – wrzasnęła nagle Anna, przytulając się do szerokiej, umundurowanej piersi aspiranta.
– Cholera… – westchnęli głośno, wspólnie, Naczelny, Gęsina i DT, każde z innych powodów.
Na górze, w archiwum znów coś łupnęło o podłogę. W zapadłej nagle ciszy usłyszeli tupot, szuranie i zduszony głos: ale ta krew się spierze?…