Zuzannie puszczają nerwy, Naczelny robi oczko szydełkiem i wyjawia się, kim jest kloszard

by

– Dobra! Spokój mi tu! – Zuzanna złapała szczotkę na kiju i zaczęła wymachiwać wojowniczo. – Jazda! No, już! Fajrant! Won, do domu!
– Ale… co? – Naczelny wzruszył ramionami przenosząc zagubione spojrzenie ze stosu książek na pozostające nadal w całości zwłoki. Zwłoki byłej pracownicy i fałszywego policjanta.
– On!… – Zuzanna pokazała mu oczami kloszarda i zamrugała znacząco.
– Co on? – Naczelny pomógł jej wypchnąć wszystkich na zewnątrz i podparł drzwi. Teraz byli sami. Oni, książki, trupy i kloszard.
– Ja nie będę tego sprzątać – mruknęła, zaplatając ramiona.
Kloszard przyglądał się im obojgu przez dłuższą chwilę, w której panowało zasadniczo milczenie.
– Ja byłam grzeczna, to wszystko oni. Zmusili mnie. – Złamała się Zuzanna o wiele szybciej, niż Naczelny przypuszczał.
– Zdrajczyni – syknął z oburzeniem Naczelny.
– Inspirator! – odgryzła się Zuzanna. – To wszystko głównie przez niego… – pochyliła się ku kloszardowi i uniosła brwi. – Żebyśmy mieli jasność.
– Jasność? – Naczelny wyjął z kieszeni szydełko i dźgnął dziurkę od klucza. Ktoś wrzasnął dziko: moje oko! Oślepłem!
– Ciemność widzisz? – zainteresował się ktoś inny, mimo przytłumionych głosów, rozpoznali Dardę.
– Nic nie widzę! – wyjaśnił gwałtownie Faux.
Naczelny wyciągnął szydełko i wytarł krew w krawat.
– Myślałam, że to plamy z zupy pomidorowej… – westchnęła mimowolnie Zuzanna.
– Nie lubię pomidorowej. – Naczelny przekręcił klucz w zamku i podszedł do kloszarda. – Kopę lat, Mikołaj.
– Kopę lat. – Kloszard objął go, poklepał po plecach a potem wyciągnął z tylnej kieszeni spodni czerwoną czapkę obszytą mocno wyleniałym, białawym niegdyś futrem. – To, co mała? Usiądziesz Mikołajowi na kolankach?
– Myślałam, że… – Zuzanna trąciła nogą łydkę Gęsiny. – Nas rozpracowałeś.
– Rozpracowałem. – Mikołaj wyciągnął ze sflaczałego worka przytroczonego do paska cienką teczkę. – Ale możemy się dogadać.
– Ile chcesz za milczenie? – Naczelny przeszedł do konkretów, mało dyskretnie zerkając na zegarek.
– Nie chcę ani kasy, ani żadnych rzeczy… – Mikołaj potrząsnął workiem, który zabrzęczał obiecująco. – Wszystko mam. Prawie wszystko.
– Jasne. – Naczelny zerknął na Zuzannę i pokręcił głową. – W tym roku prezentów nie będzie.
– Rózga…?
– Tylko jeśli poprosisz, mała. – Mikołaj mrugnął, wsadził kciuki za pasek i oblizał wargi z obleśnym uśmieszkiem.
– Więc co? – Zuzanna ukryła niesmak.
– To psychopata. – Naczelny odciągnął ją w najdalszy kąt i szeptał prosto do ucha. – Znamy się z… nieważne zresztą. Wie wszystko o wszystkich. Ma tony akt na każdego z nas.
– A Jacek? – wyrwało jej się. Powinni go zawołać.
– Na Jacka najwięcej! – Naczelny przełknął ślinę. – Jacka trzymajmy od niego z daleka. Dwa trupy wystarczą.
– No tak… – zadrżała na myśl, że Jacek mógłby tak skończyć: na zimnej podłodze w ciemnym archiwum.
– Taaak. – Naczelny podrapał się w skroń z namysłem. – Jakby Jacek wykończył Mikołaja to byłaby międzynarodowa afera. I to tuż przed świętami… fiu! Musimy tego za wszelką cenę uniknąć.
– Za jaką cenę? – wydukała bezgłośnie, przyciskając dłoń do piersiówki, ukrytej na sercu.
Naczelny znieruchomiał a w jego źrenicach odbijało się coś czerwonego. Może płomienie? Może szaleństwo? A może wyświecona czapka Mikołaja? A może wszystko razem.

Dodaj komentarz